niedziela, 15 czerwca 2014

SPACE EATER - Passing Through the fire to Molech (2014)

Jednym z najlepszych thrash metalowych zespołów młodego pokolenia jest bez wątpienia serbski Space Eater. Nazwa choć zaczerpnięta od utworu Gamma Ray to jednak zespół power metalu nie gra. Dzisiaj to już jest nieco inny zespół, złożony z innych ludzi, grający troszkę inaczej.

Pamiętam ich debiut i to w jaki sposób zaprezentowali melodyjną odmianę thrash metalu, przesiąkniętą speed/power metalem. To sprawiało że byli jedyni w swoim rodzaju i się wyróżniali na tle kolejnych kopii Anthrax, Megadeth czy Exodus. Śmierć wokalisty Boska Radisica odmieniła wszystko i przez ten cios Space Eater zmienił się i musiał walczyć o przetrwanie. Kolejny album w postaci „Aftershock” był oczywiście thrash metalowy, ale już nie był tak magiczny i wyróżniający się co debiut. Ze starego składu został basista Karlo Testen, reszta to już inni ludzie. 4 lata zajęło zespołowi zebranie się do kupy i ustabilizowania się w tej niezbyt korzystnej sytuacji. Mimo wielu przeszkód udało się w końcu wydać kolejny album, tym razem „Passing Throught the fire to Molech” to jakby nie patrzeć krok na przód jeśli chodzi o Space Eater. Ucierpiała w tej metamorfozie nieco ich oryginalność, to będzie jedyny w swoim rodzaju. Upodobnili się do wielu młodych kapel zapatrzonych w Bay Area. Melodia zeszła na dalszy plan, teraz liczy się agresja, techniczne riffy, mocne motywy, nieco przybrudzone brzmienie i zadziorny. Przypomina to wszystko twórczość Exodus, Exciter, czy też Megadeth. Niby nic odkrywczego, ale pokazuje że Space Eater potrafi się odnaleźć w nowej skórze. Brzmią inaczej niż na debiucie, ale nie można powiedzieć że jest to nudne i do bólu wtórne granie, które zanudza słuchacza. Tutaj wyszedł naprawdę dopieszczony materiał, który zadowoli nawet najbardziej wymagających słuchaczy. Szybki i agresywny otwieracz „Unjagged” pokazuje, że to już inny Space Eater. Teraz grają poważny, brutalny i nieokiełznany thrash metal z naciskiem na jego techniczny aspekt. W nowym obliczu zespołu sporą rolę odgrywa Tower. Musi godzić funkcję gitarzysty i wokalisty, ale najważniejsze że robi to z oddaniem i pasją. Jego wokal jest agresywny i bardziej techniczny niż świętej pamięci Boska, co sprawia że kapela brzmi dość podobnie do innych thrash metalowych formacji zapatrzony w Bay Area. Niby minus, ale też jest w tym plus, bowiem kapela rozwija się i chce prezentować muzykę bardziej dojrzałą. Stonowane tempo, riff rodem z twórczości Kreator i tak o to „Passing through The Fire to Molech” to prawdziwy killer przesiąknięty niemieckim thrash metalem. Tower i Dorde stawiają na szybkie, agresywne partie gitarowe, w których liczy się także technika. Nie jest to żadna nowość, ale nie można im odmówić zaangażowania i staranności. Ten aspekt został wyćwiczony i dopracowany. „Daisy Cutter” eksponuje talent gitarzystów i chemię która jest między nimi. Właściwie płyta utrzymana jest w jednym tempie i może nieco zagrana na jedno kopyto, ale to właśnie takie petardy jak „P.O.W” , rozpędzony „A thousand Plagues” czy ostry niczym brzytwa „Exhibition of Humanity” przesądzają o mocy i atrakcyjności tej płyty. Najwięcej melodyjnego thrash metalu z debiutu słychać w „Ninja Assasin”.

Słychać że to już inny zespół, ale tak samo wartościowy jak na początku. Więcej agresji i szybkości, przez co wyszedł naprawdę udany album. Może nieco wtórny i podobny do konkurencji, ale z pewnością jest to wartościowy krążek, który umacnia pozycję zespołu. Fani „Aftershock” będą zadowoleni.

Ocena: 8/10

P.s Recenzja przeznaczona dla magazynu HMP

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz