środa, 25 czerwca 2014

SUDDEN FLAMES - Under the Sign of The Alliance (2014)

Dziś power metal ma nas porywać ciężarem, bardziej wyrafinowanymi dźwiękami, co raz to bardziej złożona konstrukcją i mrocznym klimatem, a przecież w latach 90 nie tak prezentował się ten gatunek. Cechował go radosny wydźwięk, duża prostota, szybkość i melodyjność. Niektóre kapele jeszcze żyją tamtym okresem, co bardzo cieszy bo brakuje ostatnio właśnie takiego power metalu. Z odsieczą powraca tym razem Sudden Flames, który w 2009 nagrał udany debiut, który był skierowany do fanów Gamma Ray, Helloween, Stratovarius czy innych bardziej znanych kapel z których czerpie garściami kanadyjska formacja. W sumie 5 lat zeszło na tworzeniu „Under the sign of the Alliance” ale nie można uznać ten okres za zmarnowany.

Choć teraz zespół tworzą inni muzycy, to jednak nie przyczyniło się to do drastycznej zmiany stylu Sudden Flames, bo w końcu dalej zespół jest wierny power metalowi. Jednak jest kilka różnic, które można dostrzec. Większa dawka agresja, pewniejsza gra gitarzystów, w której można dostrzec zrozumienie i chemię, która ma pozytywny wpływ na całość. Do Latulippe dołączył Daves Couture, który nieco odmienił jakość muzyki Sudden Flames. Słychać większy nacisk na technikę,a także na to w jaki sposób są wygrywane poszczególne motywy. Jest dokładność i dbałość o szczegóły, co już dyskwalifikuje debiut w starciu z „Under the Sign of The Alliance”. Zmianą na lepsze jest również sekcja rytmiczna, która jest bardziej żywa i ma w sobie jakby więcej mocy. Brzmi to w końcu jak dzieło doświadczonego zespołu, który gra z miłości do power metalu i słychać w tym szczerość, a nie próbę zarobienia pieniędzy. Jean Letarte jako wokalista też zalicza ciekawszy występ. Tym razem postanowił urozmaicić swoje partii nadając kompozycjom bardziej różnorodnego charakteru i przez to materiał nie jest jednostajny i zagrany na jedno kopyto. Zaczyna się od „Vendetta” i tutaj w głowie zapada pomysłowa melodia. Może nie został w pełni wykorzystany potencjał tego utworu, ale jest to czego można było się spodziewać po Sudden Flames. Nawet nie przeszkadza nawiązanie do Iron maiden. Stonowane tempo i ostrzejszy riff rodem z Judas Priest to cechy rozbudowanego „Pilgrims of Steel”. Płyta nabiera rumieńców właściwie od 3 kompozycji. „Lost” to typowy, prosty, melodyjny power metalowy utwór, który tym razem nieco przypomina dokonania wczesnego Stratovarius. Lata 90 i złoty okres power metalu można uchwycić w rozpędzonym „Gabriel's Quest” który zaliczam do tych najciekawszych utworów z nowej płyty. Odrobina NWOBHM i wczesnego Iron maiden zostaje zawarta w „Warrior Of Hell”. Na debiucie nie brakowało wpływów Running Wild. Te odżywają tutaj w kolosie „Beyond”, który przypomina nieco „Battle of Waterloo”. Bardzo udana kompozycja, która pokazuje, że Kanadyjczycy potrafią się bez problemu odnaleźć w bardziej złożonym graniu. Zespół powstrzymuje się od kombinowania i podążania za tym co jest modne. Robią swoje i pozwalają nam wrócić razem z nimi do lat 90, do złotego okresu europejskiego power metalu i „Freedom” to taki miły kawałek przypominający Gaia Epicus. Całość zamyka tytułowy „Under the Sign of Alliance”. Kwintesencja Sudden Flames i jak można byłoby lepiej podsumować album i ich styl jak nie takim przebojowym utworem?

Debiut przejawiał sporo ciekawych momentów, pokazywał potencjał zespołu, jednak drugi album utwierdził w przekonaniu, że Sudden Flames gra melodyjny i miły dla ucha power metal i to ten europejski, mocno zakorzeniony w latach 90. Wybrzmiewa w ich muzyce Gamma Ray, Helloween czy Gaia Epicus. Czy to przeszkadza w odbiorze? Na pewno nie. Drugi album jest bardziej dopracowany i z pewnością lepiej brzmi. Dobra robota Sudden Flames i oby więcej takich płyt w przyszłości.

Ocena: 8/10

P.s podziękowanie dla Daves Couture za przesłanie płyty prosto z Kanady:D

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz