piątek, 13 czerwca 2014

WOLF - Legions of Bastards (2011)

Czego można było się spodziewać na szóstym albumie szwedzkiego Wolf? Ano nic innego jak rasowy metal, w którym można doszukać się elementów power metalu, a przede wszystkim NWOBHM. „Legion of Bastards” stylistycznie przypomina album „Ravenous”, jednak mimo wszystko te albumy się różnią.

Nie musicie się bać o stylistykę, bowiem Wolf tutaj nic nie zmienił. Dalej dominują średnie tempa, przybrudzone brzmienie, które jest wzorowane na latach 80. Jest ten specyficzny wokal Niklasa, czy też sporo atrakcyjnych popisów gitarowych. Różnica tkwi przede wszystkim, w tym że „Legion of Bastards” jest jakby bardziej toporny, mniej przebojowy i co za tym idzie, płyta jest znacznie gorsza. Wynika to z tego, że dość szybko zlewa się jakby w jedną, niezbyt wyrazistą całość. To z kolei determinuje kolejną wadę jaką jest rutyna i monotonność, w skrócie nudę. Co zasługuje na szczególną uwagę? Bez wątpienia energiczny „Vicious Companions”, melodyjny „Absinthe”, nawet prosty, przesiąknięty Iron Maiden „Road To hell” jest tutaj warty uwagi. Słychać w tych utworach chęć do grania, słychać, że solówki są zagrane z życie i polotem. Szkoda, że niestety często Wolf stara się na siłę grać agresywnie, mroczno, gubiąc się w tym wszystkim. Wtedy właśnie powstają takie koszmarki jak „False Preacher” czy „Nocturnal Rites”. Niby jest to heavy metal,niby zespół jest wierny swoim patentom i stylowi, ale tutaj ewidentnie poszło coś nie tak. Tak nudno i bez przekonania Wolf nie grał. Nie wykorzystano znakomitego klimatu i głównego motywu w „Tales from the Crypt”. Z całej płyty właściwie na uwagę zasługuje mroczniejszy, nieco Black Sabbathowy „Full moon Possession”. Utwór ma w sobie to coś, a przede wszystkim zachwyca przebojowym charakterem, którego brakuje pozostałym utworom.

Rozczarowanie to najlepsze słowo opisujące ten album. Wolf dalej gra swoje, ale jest to już niczym nie wyróżniający się heavy metal, który jest monotonny i obdarty z mocy i przebojowości. Ciężko strawny album i po tylu latach Wolf spadł poniżej wysokiego poziomu. No cóż każdemu zdarza się nagrać słabsze wydawnictwo w swojej karierze. Zobaczymy czy „Devil Seed” przyniesie nam wielki powrót do glorii i chwały.

Ocena: 5/10

7 komentarzy:

  1. Luk,zupełny plagiat moich myśli w podsumowaniu. ;D

    OdpowiedzUsuń
  2. chyba tytuł nowej płyty:P Nie wiem gdzie w komentarzu była jakaś myśl odnośnie "Legions of Bastards":P ?:P

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie jest aż tak źle , ja uwielbiam całą dyskografię i często wracam do ich płyt a na nowy album czekam z niecierpliwością, kurcze ci ludzie są tak prawdziwi i szczerzy w tym co robią ,bez gwiazdorstwa po prostu HEAVY METAL pełnym ryjem \m/.

    OdpowiedzUsuń
  4. takich dobrych kapel jak Wolf to jest sporo :D Ja chętnie bym posłuchał nowego Ovedrive, Skanners, czy Dream Evil:D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście ja również , kapele są nadal aktywne więc tylko czekać , ja bym dorzucił jeszcze Pegazus.

      Usuń
  5. Chłopaki nie kombinują ze stylem i komercją jak niektóre zespoły,po prostu HEAVY i już!

    OdpowiedzUsuń
  6. prawda, to jest ich zaleta:D Tylko ostatni album nie niszczy tak jak poprzednie:D czekam co pokażą na nowym albumie:D Na szczęście jest sporo takich kapel jak Wolf:D

    OdpowiedzUsuń