środa, 20 maja 2015

IRONSWORD - None But the Brave (2015)

Rok 2015 będzie pamiętnym rokiem dla fanów portugalskiego Ironsword. Ten band znany jako jeden z czołowych przedstawicieli epickiego heavy metalu powrócił na dobre. Ta formacja działa od 1995 roku i sukcesywnie wydawała albumy do 2008 roku. Odnieśli sukces, zdobyli fanów i umocnili się na rynku, kiedy nagle nastał okres roszad w zespole i 7 letnia cisza. Lider Ironsword tj J. M powraca i to jeszcze silniejszy niż kiedykolwiek. Przemyślano wiele spraw, zwerbowano nowych muzyków i zarejestrowano nowy materiał w postaci „None But the Brave”.

Udało się zachować styl będący kwintesencją epickiego heavy metalu, w którym jest dużo stonowanego tempa, marszowego charakteru, zagrzewającego do walki wokalu czy też epickich chórów. Ironsword dalej jest wierny klasykom takim jak Omen, czy Manilla Road, dzięki temu brzmią wciąż klasycznie i każdy fan lat 80 będzie zachwycony tym co zespół stworzył. Nie chodzi już tylko o nieco surowe brzmienie, czy klimat, ale też właśnie sposób w jaki wykonano te utwory. Dużo się dzieje, jest naturalność, jest nacisk na lekkość, a zarazem zespół trzyma się ram melodyjności i przebojowości. W efekcie dostajemy materiał dynamiczny, energiczny, melodyjny, a przede wszystkim bardzo epicki. „Forging The Sword” to przykład, że można tworzyć ciekawe otwieracze w dzisiejszych czasach. Tutaj zespół zabiera nas do świata amerykańskiego epickiego heavy/power metalu, choć można też się doszukać czegoś z brytyjskiego metalu lat 80. Zespół zachwyca formą i tym, że wciąż potrafią tworzyć takie perełki. „Kings Of The Night” to z kolei przykład nieco ostrzejszego grania, choć fani Iron Maiden doszukują się klimatu NWOBHM. Energii naprawdę nie brakuje na tej płycie i dobrym przykładem tego jest „Calm Before The Storm”. Zwalniamy dopiero w tytułowym „None but the Brave”, który nastawiony jest na marszowe tempo i bardziej epicki charakter. Może nieco spokojniejszy utwór, ale nie brakuje mu podniosłości. W tym albumie można dostrzec wiele plusów i właściwie wszystko brzmi tak jak powinno. „Ring of Fire” to przykład rasowego ostrego kawałka, w którym jest rozpędzona sekcja rytmiczna, jest ostry riff i ciekawe popisy gitarowe J. M. Właśnie ten aspekt został dopracowany do perfekcji. Każdy utwór jest przyozdobiony ciekawą, wciągającą solówką. To jest właśnie coś dla prawdziwych maniaków klasycznych albumów heavy metalowych. Przypominają się złote lata 80. „Betreyer”czy „Vengeance will be mine” to kolejne szybsze utwory na płycie i trzeba przyznać, że to jest coś w czym zespół dobrze się czuje. Dla fanów NWOBHM zespół stworzył ciekawy „Army of Darkness”, który ma coś z Saxon czy starego Iron Maiden. Piękno epickiego heavy metalu mamy w „Cursed and Damned”, który stylistycznie przypomina kompozycje Manowar czy Majesty. Całość zamyka „The Shadow Kingdom”, który niczym się nie różni od pozostałych kawałków, ale dobrze podsumowuje to jak brzmi cały album.


7 lat czekania na znak ze strony portugalskiego Ironsword, ale warto było czekać. W końcu doczekaliśmy się znakomitego albumu w kategorii epickiego heavy metalu i to cieszy. Płyta jest perfekcyjna i oddaje piękno tego gatunku. Dobra konkurencja dla tegorocznego Darking i najważniejsze jest to, że Ironsword wrócił i to silniejszy niż kiedykolwiek. „None but the Brave” to dobry tego przykład, bo w końcu to jeden z ich najlepszych albumów. Polecam

Ocena: 10/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz