poniedziałek, 13 lipca 2015

TANAGRA - None of this Real (2015)

Niegdyś amerykański band o nazwie Cellador pokazał, że w USA też da się grać europejską odmianę heavy/power metalu. Wraz z nimi poszli inni i tak powstało wiele ciekawych młodych zespołów głodnych sukcesu. Jednym z nich jest bez wątpienia pochodzący z Portland band o nazwie Tanagra. Zespół w swojej muzyce zawiera jakby własną interpretacje stylu wypracowanego przez takie zespoły jak Hammerfall, Majesty, czy Iron Fire. Chcą brzmieć klasycznie, chcą przy tym brzmieć jak wiele kapel z lat 80, a ich bronią ma być przede wszystkim umiejętność tworzenia epickich melodii. To jest właśnie to co wyróżnia ten młody band, który swoją karierę z muzyką na poważnie rozpoczął w 2010 roku. Mają szansę przebić się przez granicę swojego państwa i przyciągnąć większą rzeszę fanów melodyjnego heavy/power metalu. Może nie wyróżniają się z tłumu, może powielają wiele znanych nam pomysłów i schematów, ale nadrabiają czymś innym. Tanagra to kapela, która idzie po najmniejszej linii oporu i stawia na proste motywy, na chwytliwe refreny i zapadające w pamięci melodie. Już otwieracz „Undying Light” nasuwający najlepszy okres Gamma Ray ma w sobie właśnie takie cechy. Steven i Josh to są dwaj całkiem dobrze radzący sobie gitarzyści. Jest szybkość w ich stylu grania, jest ikra, precyzja i wyrafinowanie. W „Tyranny of Time” zespół bierze pewne elementy twórczości Iron Maiden czy Edguy. W efekcie dostajemy energiczny utwór, który brzmi klasycznie. Ten zespół mimo wszystko ma jedną poważną wadę a jest nią słaby wokalista. Niestety Tom Socia troszkę zawodzi pod tym względem. Brakuje mu przekonania, a przede wszystkim techniki. Więcej żelaznej dziewicy uświadczymy w rozpędzonym „Eliana” czy „Antietam”i to są mocne punkty tej płyty. Coś z Hammerfall jest w „Bitter Earth”, z kolei najostrzejszym kawałkiem na tym krążku jest bez wątpienia „Planeswalker”, który pokazuje wszelkie atuty tej kapeli. Nie było też problemów stworzyć utwór bardziej progresywny, bardziej rozbudowany i przeplatany różnymi motywami. Właśnie taki jest „10:04pm” czy epicki kolos w postaci „The Path to Alor”, który kończy ten album w wielkim stylu. Można rzec, że jest to płyta lekka i przyjemna w odbiorze, która ma jedno zastosowanie. Mam nam przypomnieć lata 90 heavy/power metalu w europejskim wydaniu. Jak widać również i panowie z USA nie mają problemów, by przenieść takie klimaty na swoją ziemię. Bardzo udany debiut młodego zespołu, który chce grać europejski heavy/power metal.

Ocena:8/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz