poniedziałek, 1 lutego 2016

MAZE OF TERROR - Road To Kill (2016)

Dla wielu z nas świat thrash metalowy kończy się na takich kapelach jak Exodus, Slayer, Overkill, Metallica, Megadeth czy Kreator. Starczy nam to co stworzyli Ci wielcy. Jednak każdego roku pojawiają się młode kapele, które starają się nas zaskoczyć i zaimponować. W końcu obecnie coraz ciężko dostać thrash metal w tradycyjnie formie. Wszystko idzie w kierunku nowoczesności, agresywniejszego brzmienia i z wykorzystaniem patentów bardziej wyszukanych. Dobrze, że są takie zespoły jak Maze Of Terror, które sprawiają, że wspomnienia znów powracają i znów chce się nam słuchać thrash metalu, a wszystko za sprawą „Road to kill”. Młody band z Peru, który powstał w 2011r pokazuje, że warto śledzić na bieżąco thrash metalowy świat. Grają klasyczny thrash metal osadzony w latach 80 czy też 90, wykorzystując twórczość Kreator, Slayer, czy Megadeth. Najciekawsze jest to, że nie ma mowy tutaj o nudnej kopii, lecz panowie starają się tworzyć coś własnego. Co ich wyróżnia to bez wątpienia surowość, która przewija się w brzmieniu, a także w wokalu Leviathana. Dodatkowo wyróżniają się niezwykłą melodyjnością, czy też przebojowością. Laviathan to lider grupy i jego głos nadaje całości agresji, zaś jego partie basowe nadają odpowiedniej dynamiki. By dobrze się bawić przy takiej muzyce i czerpać radość trzeba czegoś więcej niż agresji i szybkich riffów. Trzeba dobrze wykreowanych riffów, przemyślanych aranżacji i naprawdę atrakcyjnych melodii. Na debiutanckim albumie Maze of Terror dostajemy to wszystko i to jeszcze z nawiązką. Zaczyna się wybornie bo od agresywnego „Rotting Force” i to jest taka klasyka gatunku. W „There will be blood” słychać wpływy Exodus czy Testament. Spotykamy się tutaj z bardziej technicznym thrash metalem. Dobra partia basu, mocny riff, zgrany duet gitarzystów to motor napędowy chwytliwego „Violent mind of Hate” czy złowieszczego „World's Dead Side”. W „bringer of Torture” pojawia się nutka progresywności, a także patentów wyjętych z twórczości Megadeth. Encyklopedycznym przykładem jak grać power metal jest rozpędzony „Protectors”, który przypomina mi wczesny Kreator. Nie zawsze ma też się do czynienia z 10 minutowym kolosem, będącym prawdziwą podróżą w głąb thrash metalu. W „Gilles de rais” dzieje się sporo i o dziwo ten utwór nie nudzi w żaden sposób. Zespół pokazał na co ich stać i że drzemie w nich ogromny potencjał. Ciężko mówić tutaj o debiucie i pierwszym ataku Maze of Terror, a jednak. Płyta ma szanse na ogromne zainteresowanie bo oddaje to co najlepsze w gatunku, zabiera nas do korzeni gatunku, do najlepszych lat thrash metalu. Z jednej strony lata 80 i Kreator czy Megadeth, a z drugiej strony lata 90 i taki Slayer czy Tastement. Brać w ciemno!

Ocena: 8.5/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz