środa, 25 maja 2016

KNIGHTMARE - Wolves of Retribution (2016)

4 lata przyszło czekać fanom amerykańskiej formacji Knightmare, która skupia się na graniu pozytywnie zakręconego heavy/power metalu, w którym słychać echa Hammerfall, Jag Panzer, czy Iron maiden. Wychodzi z tego niezła mieszanka i można łatwo się pogubić czy to amerykańska formacja czy też brytyjska. W swojej formule bliżej im do tych zespołów brytyjskich z lat 80. Nie jest to żadna ujma, ale pokazuje jak zespół bywa elastyczny. Ta amerykańska formacja działa od 2010 r i nagrała już dwa albumy, z czego „Wolves of Retribution” to ich najnowsze dzieło. Panowie nie pokusili się o bardziej oryginalną nazwę zespołu, to teraz tylko tracą na tym. Takich zespołów o takiej nazwie troszkę jest i to w samej Ameryce. No cóż, ale band nie składa broni, a ich najnowszy krążek to prawdziwa uczta dla fanów tradycyjnego heavy/power metalu. Muzyka mocno osadzono jest w latach 80 i nie chodzi mi tu tylko o dobrze dostrojone brzmienie czy klimatyczną, ręcznie narysowaną okładkę. Po prostu to jak zespół skomponował utwory, to jak brzmi wokalista Anthony tylko bardziej nas zbliża do tamtych lat. Skojarzenia z Iron maiden czy Jag Panzer są i to w dużej ilości, ale to akurat spora korzyść dla płyty. Jest melodyjnie i nie brakuje hitów, które napędzają płytę. Mamy tylko 8 utworów dających 47 minut muzyki utrzymanej na wysokim poziomie. Już Jared i Reid zadbali o to byśmy się nudzili. To właśnie ich wspólna praca i popisy nadały temu wydawnictwu charakteru i ognia. Zaczyna się od mocnego wejścia w postaci „Children of Hell”. Brzmi to jak hołd dla NWOBHM i wczesnego Iron maiden. Jeszcze lepiej wypada nieco marszowy „Wolves of Retribution” i to jest kwintesencja twórczości żelaznej dziewicy i heavy metalu lat 80. Pierwszym bardziej złożonym kawałkiem na płycie jest rytmiczny „Underground Revolution”. Nutka power metalu pojawia się w szybszym „Days of The King” czy melodyjnym „Set in Stone”. Najlepiej prezentują się dwa kolosy o charakterze epickim czyli „Savage Den” oraz mroczny „Demon's Waltz”, które potrafią zauroczyć swoimi aranżacjami. Można by rzec jedna płyta z wielu, ale jednak amerykańska otoczka, specyfika i kompozycje sprawiają że ma swój własny urok. Płyta robi spore wrażenie i zapewne tak szybko nie zapomnimy o niej. Pozycja obowiązkowa nie tylko dla maniaków Iron Maiden czy amerykańskiego heavy/power metalu.

Ocena: 8/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz