czwartek, 23 czerwca 2016

BRYMIR - Slayer of Gods (2016)

5 lat przyszło czekać fanom fińskiego Brymir na nowy album. Warto było jednak czekać na drugi album tej formacji, która specjalizuje się w graniu melodyjnego death metalu z domieszką symfonicznego metalu czy pagan metalu. Działają od 2006 roku i przez te 10 lat wypracowali swój styl, swoją jakość dlatego nie było obaw co do poziomu „Slayer of Gods”. To co znajdziemy na tej płycie to kawał dobrej muzyki, która z jednej strony dostarcza nam ostre, rozpędzone utwory przesycone death metalem. Jednak nie brakuje też bardziej melodyjnych kompozycji, czy też takich bardziej podniosłych i przesyconych symfonicznymi patentami. Jest w czym wybierać i nie ma mowy tutaj o rutynie. Na plus na pewno warto zaliczyć klimatyczną i z ciekawymi detalami okładkę frontową czy wreszcie samo brzmienie. Postawiono w tym elemencie na moc i wyrazistość dźwięków. Fanatycy nie będą zawiedzeni w tym elemencie. Joona i Sean stworzyli zgrany duet gitarowy, który stawia na energię i chwytliwość. To słychać od samego początku. „For Those Who Died”, gdzie położono nacisk na szybkość i dynamikę. Ten wariant sprawdza się. Z kolei „Risen” urzekł mnie symfonicznym charakterem i wpływami Rhapsody. Gdzieś ten duch power metalu jest wyczuwalny. Mocna rzecz. Więcej death metalu i mroku można uświadczyć w energicznym „The Black Hammer”. Co ciekawe najdłuższym utworem na płycie jest 8 minutowy „Slayer of Gods”, który przemyca już te wszystkie charakterystyczne elementy Brymir. Jest szybkość, jest symfoniczność, jest epickość, są ciekawe przejścia, jest budowanie napięcie. Gdzieś w tym wszystkim jest też miejsce na agresję i melodyjny death metal. Złożona struktura, ale jasna i łatwa w odbiorze. Kwintesencja tego gatunku i definicja muzyki Brymir. „Thus i became Kronos” wyróżnia się dynamiką i ciekawymi partiami klawiszowymi. Zespół radzi sobie z takimi petardami i trzeba im to przyznać. Na nowym albumie jest wszystkiego pełno i poza ciekawymi elementami symfonicznymi i klimatem, mamy też sporo intrygujących i mocarnych riffów, które potrafią rzucić na kolana. Tak właśnie jest z świetnym „Stormsoul” czy nieco black metalowego „The rain”. Ten dobrze wyważony i energiczny album wieńczy równie bez błędny „Pantheon of forsaken Gods”. Każdy utwór ma swój charakter i prezentuje inne oblicze zespołu. Nie ma jak się nudzić przy takim materiale. Zespół wspiął się na wyżyny w swoich umiejętności i oby jak najwięcej takich albumów w kategorii melodyjnego death metalu. Pozostaje mi tylko zaprosić Was przed odbiorniki w celu posłuchania tego magicznego krążka, jakim bez wątpienia jest „Slayer of Gods”

Ocena: 10/10

1 komentarz:

  1. Martwiła mnie ta długa przerwa - poprzednia płyta mi się podobała. Ale w końcu nadeszły dobre wieści - trzeba będzie posłuchać :)

    OdpowiedzUsuń