piątek, 24 czerwca 2016

INGLORIOUS - Inglorious (2016)

„Nadzieja Brytyjskiego Rocka” czy „ młodsza wersja Deep Purple” takich słów używa się do określenia debiutanckiego albumu brytyjskiej formacji Ingloriuous. Wielkie słowa, które dają jednocześnie tyle nadziei, co obaw. W końcu nie tak łatwo jest osiągnąć poziom Deep purple, Rainbow czy Whitesnake. Skoro taki Voodoo Circle czy Demons Eye dają radę to czemu innym kapelom może się nie udać. Brytyjski Inglorious to żywy przykład, że taka muzyka wciąż jest pożądana i wziąć cieszy zarówno stare pokolenie jak i młode. Każdy fan hard rocka ma ochotę posłuchać wyrazistego i specyficznego wokalistę o bluesowych korzeniach, czy finezyjnych solówek, które przenoszą nas do prawdziwego raju rockowych dźwięków. Inglorious to na pewno nie grupa żółtodziobów, którzy nie wiedzą czego chcą. Oni mają swój styl, mają pomysł na granie, a kiedy grali covery Rainbow to nic dziwnego, że wielu z nas zobaczyło w końcu jakiś młody zespół, który nie boi się nieco odświeżyć znaną nam formułę. „Inglorious” to jedna z najważniejszych premier roku 2016.

Już sama okładka płyty dało jasno do zrozumienia z czym mamy do czynienia tak naprawdę. Klimat płyt Deep Purple, Rainbow czy Whitesnake wybrzmiewa w niej i to w każdym detalu. Kapela powstała w 2014 r z inicjatywy frontmana Nathana Jamesa, który ma coś z natury Iana Gilliana, Doggie White'a czy Joe Lynn Turnera. Prawdziwy hard rockowy głos, który jeszcze bardziej zbliża nas do świata Deep Purple czy Rainbow. Bardzo ważnym elementem układanki Inglorious jest duet gitarzystów. Will Taylor i Andreas Erikson znakomicie się uzupełniają i potrafią się bawić melodiami. Urozmaicają swoją grę przez wykorzystywanie bluesowych rozwiązań i różnych progresywnych elementów. W efekcie dostajemy niezłe riffy i pomysłowe solówki, które potrafią zauroczyć swoim wykonaniem. Na płycie dzieje się sporo i wszystko to przywołuje miłe wspomnienia i wielkie albumy z lat 70. Mocne brzmienie też odgrywa tutaj znaczącą rolę, bo dzięki temu wiemy, że panowie żyją w naszych czasach, a płyta to nie żaden zaginiony skarb lat 70. Co mnie zaskoczyło w przypadku Inglorious to przede wszystkim materiał, który ma w sobie coś magicznego. Kompozycje są przemyślane, dojrzałe i dobrze wyważone między finezją, agresywnością i hard rockowym szaleństwem. Nie ma mowy tutaj o granie na jedno kopyto czy bezmyślne kopiowanie mistrzów. Wszystko brzmi świeżo i magicznie. Kiedy na samym wstępie atakuje nas intro wygrywane przez klawiszowca to już wiadomo co gra Inglorious. „Until I Die” to kompozycja wzorowana na twórczości Blackmore'a i Rainbow. To jest dobry znak, dobry wzór do naśladowania. Sam riff z pewnością o wiele ostrzejszy i bardziej nasuwający Black Sabbath pod wieloma względami. Wyszedł z tego klasyczny hard rockowy hit, który pokazuje, że muzyka Rainbow żyje w młodzieńcach z Inglorious. Szybki, rozpędzony i nieco rock;n rollowy „Breakway” ma coś z Toto, ma coś z Led Zeppelin, jednak brytyjski band cały czas pozostaje sobą. Ostry riff pokazuje, że zespół nie ma zamiaru oszczędzać się czy grać pod publikę. Słychać, że grają z miłości do klasycznego rocka z lat 70, że chcą udowodnić światu że ta muzyka wciąż jest warta uwagi i jej ogień nie zgasł. „High Flying Gypsy” to kolejny hit, choć bardziej stonowany z nutką progresywności. Bluesowy „Holy water” to już większy ukłon w stronę Whitensnake czy Deep Purple. Takie lekkie, rockowe kawałki zawsze są mile widziane. Ukazują wyjątkowe zdolności gitarzystów, którzy nawet w takich kompozycjach potrafią oczarować i poruszyć emocje słuchacza. Nieco żywszy jest bez wątpienia „Warning” w którym czadu daje Nathan James. Dobry dowód na to, że ten frontman odnajduje się w każdej stylistyce. Ballada w wykonaniu tej brytyjskiej formacji przywraca nadzieję w tego typu kawałki. Często napotykamy stworzone na siłę balladę, które tylko pełnią funkcję wypełniaczy. Tutaj „Bleed For You” robi spore wrażenie. Ciekawy, wciągający motyw główny i przepiękny wokal Nothana czynią ten utwór jednym z najlepszych na płycie. Jednym z najostrzejszych kawałków na płycie jest bez wątpienia zadziorny „You're Mine” . Mocny riff, ostry wokal Nothana i odpowiednia tonacja i killer gotowy. W podobnym tonie utrzymany jest tytułowy „Inglorious” czy zamykający „Unaware”, który idealnie wieńczy ten album.


Jesteśmy świadkami narodzin nowej gwiazdy hard rocka. Inglorious to jeden z najciekawszych zespołów, jakie ostatnio pojawiły się na rynku. Nagrali swój pierwszy album, który w swojej kategorii jest po prostu świetny. Charyzmatyczny wokalista, ciekawe, świeże podejście gitarzystów, którzy wiedzą jak połączyć finezyjność z nutką szaleństwa. Echa Deep Purple czy Rainbow są słyszalne i stanowią miłą ozdobę tego wydawnictwa. Nie jest łatwo nagrać muzykę w klimatach tych zespołów, nie jest łatwo nawiązać stylistycznie do nich i to jeszcze na podobnym poziomie. Jednak brytyjska formacja Inglorious dała rade i widzę przed nimi świetlaną przyszłość. Oby tak dalej panowie.

Ocena: 9/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz