niedziela, 29 stycznia 2017

DEATHLESS LEGACY - Dance with Devils (2017)

Eksperymenty w muzyce metalowej nie są złe, wszystko zależy od proporcji, od tego w jakim kierunku chce zespół pójść. Jeżeli nie brakuje w tym ciekawych pomysłów, intrygujących melodii i atrakcyjnych rozwiązań to taki eksperyment ma racji bytu. Nie ukrywam, że nazwa Deathless Legacy początkowo nie wiele mi mówiła. Jak się ukazuje jest to włoski band, który zaczął w 2006 roku jak cover band zespołu Death SS. W 2013 r zmienili nazwę na obecną i w sumie ich muzykę nie tak łatwo sklasyfikować.

Z jednej strony słychać heavy metal spod znaku Mercyful Fate, czy King Diamond. W sumie te podobieństwa można dostrzec pod względem lirycznym czy panującego klimatu. Jest mrok i okultyzm. Aranżacje momentami ocierają się o ostatnio popularny Ghost, choć nie brakuje też elementów wyjętych z twórczości Nightwish czy nawet Powerwolf. Mieszanka iście wybuchowa, do tego główną rolę odgrywa specyficzna wokalistka Steva La Cinghiala, która ma smykałkę do nadania utworom melodyjnego charakteru. Bardzo fajnie się jej słucha i dzięki temu muzyka jest bardzo chwytliwa. Mają na swoim koncie 3 albumy, a najnowszy „Dance with the Devils” jest zaskakująco dobry. Ta płyta wyróżnia się na tle innych wydawnictw. Jest trochę dziwna, a w dodatku łączy w sobie tyle sprawdzonych patentów i smaczków różnych gatunków. Dzięki temu Deathless Legacy uzyskał urozmaicenie i niezwykłą przebojowość.

Intryguje mroczna okładka rodem z płyt black metalowych, jednak zawartość jest zupełnie inna i na pewno zaskakuje od samego początku. Zaczyna się klimatycznie i tak dość tajemniczo i można odnieść wrażenie że słuchamy najnowszego dzieła Powerwolf. Orkiestra i taka chrześcijańska otoczka. „Join The Sabbath” też cechuje się niezwykłym klimatem, symfonicznymi smaczkami i taką motoryką spod znaku Powerwolf. Do tego do chodzi tematyka rodem z płyt Mercyful Fate. Zespół nie szczędzi pewnych folkowych zapędów co słychać po melodiach jakie tu słyszymy. Z czasem utwór nabiera też cech symfonicznych rodem z ostatnich płyt Nightwish. Ostatecznie wyszedł niezwykle chwytliwy i pomysłowy utwór, a sam album zaczyna jeszcze bardziej intrygować i ciekawić słuchacza. Po takim wejściu zespół stara się utrzymać dobre tempo i dlatego „Heresy” to bardziej komercyjny, troszkę bardziej progresywny utwór, który również łatwo zapada w pamięci. Nie brakuje też szybkich, wręcz power metalowych kompozycji i właśnie taki jest „Witches Brew”. Wokalistka Steva jest bardzo specyficzna, ale to właśnie ona jest główną atrakcją zespołu. Na pewno też wyróżnić należy mocniejszy, agresywniejszy „The Black oak”, który wciąga w ten swój posępny klimat. Do tych szybkich i przebojowych utworów na pewno warto zaliczyć „Voivode”. Znów skojarzenia z Nightwish są i to nie jest takie złe zjawisko. W podobnym klimacie jest utrzymany rozpędzony „Devilborn”. Całość zamyka nieco teatralny „Creatures of the night”.

„Dance with devils” to płyta inna niż wszystkie jakie można spotkać obecnie na rynku. Spontaniczna, nie przewidywalna, pełna różnych smaczków i elementów kilku gatunków. Zespół ma ciekawy image sceniczny, który ma budzić grozę. Wzorują się gdzieś na twórczości Kinga Diamonda i to widać, jak i słychać. Płyta może i jest komercyjna, ale podoba mi się i na pewno często będę do niej wracał. Polecam dla tych co są otwarci na muzykę.

Ocena: 9/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz