niedziela, 23 lipca 2017

AXXIS - Retrolution (2017)

Niemiecki heavy metal kryje wiele ciekawych zespołów, wiele mało znanych i solidnych, ale także sporo legend, które miały ogromny wpływ na muzykę z pogranicza hard rocka i heavy metalu. Jednym z tych zespołów, które trzeba zaliczyć do tych największych i najbardziej rozpoznawalnych jest Axxis. Ta formacja zaczyna od hard rocka i melodyjnego metalu ocierając się o twórczość Accept, Deep Purple czy Def Leppard. Panowie szybko odkryli swój styl i dali się poznać jako specjaliści od prostych i chwytliwych przebojów. Cały czas się rozwijali i tak rozwinęli skrzydła w 2000r. „Back to the Kingdom” otwierał nowy rozdział zespołu, gdzie zespół nie bał się urozmaicać swój materiał. To był czas kiedy Axxis do swojej muzyki wlał nieco power metalu i to takiego znanego z Gamma Ray, Helloween czy Freedom Call. W tym czasie ukazał się ich najlepszy album tj „Paradise in Flames”. Niestety zespół wrócił do korzeni wraz z „Kingdom of the night”. To był nie równy materiał, ale miał przebłyski i mógł się podobać. „Retrolution” to kontynuacja grania z ostatniego albumu, czyli panowie znów próbują nas zabrać do lat 80, do swoich początków.

Paskudna okładka, która przypomina plakat do horroru „christine” i jeszcze gorsze brzmienie, które jest pozbawione pazura to złe symptomy. Niestety muzyka jest nie wcale lepsza. Panowie postawili na proste motywy, na krótkie i treściwie utwory, porzucając dynamikę i power metalowe tempo z „Utopia” czy „Paradise in Flames”. Zespół próbuje grać heavy metal z domieszką hard rocka. Choć jest to momentami przebojowe i melodyjne. To jednak kicz bierze tutaj górę i potrafi nieco zniesmaczyć słuchacza. Rock'n rollowy otwieracz „Burn, burn burn!” nie zwiastuje niczego dobrego. Niby prosty motyw, niby jest hard rockowe szaleństwo i przebojowość z pierwszych płyt. Niestety wykonanie pozostawia wiele do życzenia. Nieco szybszy „This is my day” kusi dynamiką i szybkością, ale to nie jest to co chciałbym usłyszeć. Pazur jest w mocniejszym „Heavy metal brother” i to jest nawet udany utwór. Niestety teksty tutaj mocno kuleją i są kolejnym krokiem w stronę kiczu. Lekki „All my friends are liars” jest bardziej komercyjny, ale z drugiej strony jakiś taki nijaki.”Dream chaser” byłby udany gdyby nie słodkość i taki nieco chaotyczny podkład. Echa ery power metalowej gdzieś tam słychać w energicznym „Rock the night” i w sumie jest to najjaśniejszy punkt tej płyty. Zespół stara się grać z luzem co słychać w bluesowym „Do it better”, ale jakoś to się nie przedkłada na jakość płyty. Całość zamyka bezpłciowa ballada „Queen of the wind”, która jest idealnym podsumowaniem tego słabego i nijakiego albumu. Nie ma tutaj hitów, które by zapadłyby na długo w głowie. Jakieś to chaotyczne i bez wyrazu. Zespół wrócił do korzeni i szkoda. Trzeba było iść za ciosem i nagrywać kolejne płyty pokroju „Time machine” czy „Paradise in flames”. To był idealny styl Axxis. To co jest teraz jest poniżej ich możliwości.

Ocena: 4.5/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz